To nieprawda, że nie ma już nic do zrobienia. Hospicjum to też życie. Wszystko, co ważne, dzieje się właśnie teraz. Bądźcie z nami.
Łukasz
Łukasz był naszym pacjentem tylko dwa miesiące. Odszedł 15 sierpnia 2021 roku, w Uroczystośc wniebowzięcia NMP. We wrześniu 2021 skończyłby 17 lat. Chorował na nowotwór złośliwy serca, śródpiersia i opłucnej, z przerzutami na kości i szpik kostny. Chorobę zdiagnozowano w listopadzie 2020 roku. Rozwinęła się błyskawicznie.
Kim był?
Był wspaniałym, silnym chłopakiem, uczniem klasy wojskowej w siedleckim „elektryku”, lektorem w kościele parafialnym w Domanicach, członkiem scholi, niezwykle wrażliwym człowiekiem. Paradoksalnie, kiedy powstawało nasze hospicjum był jego wolontariuszem - pomagał w kweście, na którą zaprosiła nas domanicka młodzież. Jeszcze wtedy nie wiedział, że będzie naszym pacjentem…
Walczył do końca z nowotworem. Był wojownikiem, tak go nazywaliśmy - nie jest to metafora, hiperbola, ale najgłębsza prawda, jaka zawarta jest w tym słowie… To samo mówił Robert Lewandowski, który przysłał Łukaszowi film i pozdrowienia. Nie udało im się spotkać. Może kiedyś…
Łukasz codzienne podczas choroby przyjmował Komunię św. - ks. Tomek, proboszcz parafii Domanice przynosił mu Eucharystię. Dawała mu siłę.
Już nie cierpi. Już nie boli, pomimo silnych środków uśmierzających ból, każdy centymetr kwadratowy ciała. Już jest dobrze. Biega zapewne, z bujną, rozwianą czupryną, po niebiańskim boisku:)
Kiedy kilka tygodni temu dostał od Ani - naszej fizjoterapeutki – szkaplerz, długo ściskał go z całych sił w dłoni. Miał go na sobie do końca, a my już wtedy przeczuwaliśmy, że niebiańska Mama zabierze go do siebie w swoje święto. Tak się stało. Tak odchodzą tylko wybrani.
Żegnały go tłumy ludzi: kolegów ze szkoły, przyjaciół, mieszkańców rodzinnej miejscowości.
Zdjęci z pogrzebu są TUTAJ
Kim był?
Był wspaniałym, silnym chłopakiem, uczniem klasy wojskowej w siedleckim „elektryku”, lektorem w kościele parafialnym w Domanicach, członkiem scholi, niezwykle wrażliwym człowiekiem. Paradoksalnie, kiedy powstawało nasze hospicjum był jego wolontariuszem - pomagał w kweście, na którą zaprosiła nas domanicka młodzież. Jeszcze wtedy nie wiedział, że będzie naszym pacjentem…
Walczył do końca z nowotworem. Był wojownikiem, tak go nazywaliśmy - nie jest to metafora, hiperbola, ale najgłębsza prawda, jaka zawarta jest w tym słowie… To samo mówił Robert Lewandowski, który przysłał Łukaszowi film i pozdrowienia. Nie udało im się spotkać. Może kiedyś…
Łukasz codzienne podczas choroby przyjmował Komunię św. - ks. Tomek, proboszcz parafii Domanice przynosił mu Eucharystię. Dawała mu siłę.
Już nie cierpi. Już nie boli, pomimo silnych środków uśmierzających ból, każdy centymetr kwadratowy ciała. Już jest dobrze. Biega zapewne, z bujną, rozwianą czupryną, po niebiańskim boisku:)
Kiedy kilka tygodni temu dostał od Ani - naszej fizjoterapeutki – szkaplerz, długo ściskał go z całych sił w dłoni. Miał go na sobie do końca, a my już wtedy przeczuwaliśmy, że niebiańska Mama zabierze go do siebie w swoje święto. Tak się stało. Tak odchodzą tylko wybrani.
Żegnały go tłumy ludzi: kolegów ze szkoły, przyjaciół, mieszkańców rodzinnej miejscowości.
Zdjęci z pogrzebu są TUTAJ